Pseudomedycyna - problem większy niż mi się wydawało
Post typu rant/dyskusja/zapytanie.
Witajcie.
Ostatnio jedna z bliskich mi osób pojechała pierwszy raz w życiu do sanatorium w Świeradowie na 3 tygodniowy cykl rehabilitacji skierowanej na górne drogi oddechowe oraz szczególnie narząd głosu.
Kształcę się obecnie na lekarza, więc byłem całkiem ciekawy jak wygląda taka rehabilitacja, więc dopytywałem sporo o plan dnia i zabiegi.
I oh. Medyczne zabiegi stanowią może 10% spędzanego tam czasu. Cała reszta to są pseudomedyczne, szarlatańskie wykłady o naprawdę dużym stopniu odklejenia. Za wspólne, państwowe pieniądze kuracjusze są tam edukowani np. o "konfliktach" w ciele człowieka - jeśli myślicie, że przyczyną raka płuc są np. papierosy to się mylicie. Przyczyną jest konflikt między głową, a sercem.
Jeśli bolą Was plecy lub szyja, to nie dlatego, że jesteście starzy i siedzicie jak krewetki przed komputerem. To Wasze ciało sygnalizuje Wam, że czujecie się niespełnieni w życiu. Odmiennie, jeśli bolą Was kolana to znaczy, że nie chce się Wam chodzić do pracy.
Nie chce mi się dalej tego wymieniać, ale generalnie było naprawdę grubo - homeopatia i pamięć wody, wspomniane konflikty itp.
Być może jest to moja bańka, ale nie miałem pojęcia, że pseudomedycyna i szarlataństwo jest obecne wręcz dosłownie wszędzie. W dodatku finansowane za nasze wspólne pieniądze.
No i co jeszcze gorsze - kuracjusze w to święcie wierzą, bo przecież wykładowcy przedstawiają się jako lekarze, profesorowie i doktorzy.